Adam imał się już wielu zajęć, żeby zapewnić sobie byt. Doświadczony przez los, nie miał nigdy okazji, żeby zastanowić się nad swoją pasją. W mieście gwiazd i pierników w końcu odnajduje swoją niszę – słodkie wypieki z dostawą pod same drzwi. Czy Adamowi wystarczy determinacji, by samodzielnie rozkręcić cukierniczy biznes? Jedno jest pewne – oprócz wanilii, cynamonu i goździków dorzuci do ciastek ogromną dawkę miłości.
Jagoda zdążyła już poznać ciemną stronę związków. Rozczarowania sprawiły, że zamknęła się głęboko w sobie i wcale nie zamierza się otwierać. Tej jesieni jednak do jej drzwi zapuka ktoś o niezwykłym talencie do wyrobu słodyczy. Czy można oprzeć się takiej pokusie? W końcu jesień to nie tylko sezon chłodu i mgły, ale także czas gorącej czekolady, spacerów o zmroku i magicznej aury. Czy to nie najlepsza pora na cuda?
Pewnego październikowego popołudnia przyszła do mnie wyczekiwana książka, która miała umilić mi pierwsze prawdziwie jesienne wieczory.
Piękna okładka, opis wzbudzający zaciekawienie, do tego gorąca herbatka, miękki fotel i oczekiwanie, że zaraz zatopię się w "najsłodszym romansie na jesień". Zatopiłam się w opisach słodkości, pieczeniu, walce o marzenia, ale romansu nie dostrzegłam.
Bohaterami jest dwoje dorosłych ludzi. Kobieta, Jagoda - irytująca, zmagająca się z problemem brutalnego męża, aczkolwiek nie bardzo chcąca zmienić swoje obecne życie oraz Adam - miły, uczynny, dający wchodzić sobie na głowę mężczyzna, z bardzo trudną i smutną przeszłością. Adam krąży wokół Jagody, próbując słodkościami pokazać jej, że jest warta więcej niż otrzymuje. Głównych bohaterów uzupełniają drugoplanowi, którzy byli dla mnie ciekawsi i bardziej życiowi. Nie owijając w bawełnę, gdyby nie dwie starsze panie, mała dziewczynka i pewien aktor zamknęłabym książkę z odczuciem czytelniczej porażki.
Powieść jest połączeniem dramatu i komedii. Nakreślony wątek przemocy domowej jest baaardzo subtelny, zachowanie bohaterki momentami bardzo irytujące. Nie jestem przekonana, czy wprowadzanie takiego problemu społecznego jakim jest przemoc w takiej formie i takiej konwencji to dobry pomysł.
Ponadto, wbrew opisom, trudno nazwać Fall in love romansem to raczej powieść, w której dwoje ludzi zmaga się ze swoimi demonami, walczy o marzenia, a przy okazji wie o swoim istnieniu. Opisy kuchennych poczynań były największym plusem i najbardziej dopracowanym elementem książki, gdyby autorka dołożyła do tego ciepłą opowieść o rodzącej się miłości byłabym 'kupiona', a tak miałam wrażenie, że czytam różne elementy jednej historii, które w tę jedną historię nie chcą się ułożyć. Mógł być z tego dobry romans bądź dobra obyczajówka psychologiczna, niestety mamy hybrydę, która okazało się zakalcem.
Ja raczej na razie sobie odpuszczę :-) Też :-) . Pozdrowienia :-) .
OdpowiedzUsuńSzkoda, że potencjał książki nie został wykorzystany. Ja podziękuję.
OdpowiedzUsuńJa zdecydowanie podziękuję.
OdpowiedzUsuńSzkoda... okładka faktycznie cudna! ;)
OdpowiedzUsuńMyślę, że to moje klimaty. Lubię tego typu historie.
OdpowiedzUsuńMimo wszystko książka może być ciekawa. Zaintrygowała mnie strona kulinarna fabuły.
OdpowiedzUsuńMam mieszane uczucia, ale być może mimo to kiedyś przeczytam. :D
OdpowiedzUsuńNie planowałam czytać tej książki i teraz widzę, że to była dobra decyzja :)
OdpowiedzUsuńHmmm chyba są ciekawsze pozycje książkowe ;)
OdpowiedzUsuńMoże przeczytam :)
OdpowiedzUsuńprzyznam, że okładka ładna, ale po recenzji widzę, że tylko ona!
OdpowiedzUsuńNie lubię wątków komediowych, dlatego tym razem nie skuszę się na powyższą książkę.
OdpowiedzUsuń