Historia inspirowana prawdziwymi wydarzeniami.
Kiedy na koniec koncertu gaśnie światło, akompaniator całuje śpiewaczkę. Kto wie, co by się między nimi wydarzyło, gdyby w tym momencie do willi nie wdarła się grupa uzbrojonych mężczyzn, a wszyscy obecni nie zostali zakładnikami.
W miarę upływu kolejnych tygodni, w dusznej, tropikalnej atmosferze południowoamerykańskiej rezydencji między uwięzionymi a napastnikami tworzą się zaskakujące więzi. Czy po kilku miesiącach ktoś jeszcze będzie chciał odzyskać wolność?
Ann Patchett tworzy hipnotyzującą historię o sile i kruchości, a także o odnajdywaniu miłości tam, gdzie nikt by się jej nie spodziewał. Mistrzowska i pełna liryzmu powieść autorki Domu Holendrów.
"Belcanto" zostawił mnie z moralnym kacem. Sponiewierał, wywołując pozytywne uczucia względem ludzi popełniających złe uczynki. Pozostawił znak zapytania nad pojęciem dobra i zła. I pomyśleć, że wszystko zaczęło się niewinnie, wręcz nudno...
Nie ukrywam, zasiadając do lektury liczyłam na rozrywkę - ciekawą, ale szybką. Srogo się przeliczyłam. Autorka od początku prowadzi fabułę bardzo niespiesznie, jak pająk tka ją misternie, powoli, dokładnie, splatając ze sobą poszczególne nitki. Nie mogłam, wręcz nie wypadało pospieszać wydarzeń. Musiałam przenieś czytanie na dogodniejszy czas. Autobus, pełen uczniów to nie było miejsce dla wyważonych, pięknie dobranych słów, na poznanie bohaterów, których autorka opisuje niespiesznie, ujawniając skrawki ich życia. Maluje ich portrety, sprawiając, że stają się realni. Wychodzili z książki i stawali obok mnie.
Byłam zła, że nie jestem w stanie jej po prostu czytać.
Cały dzień moje myśli do niej wracały. Do tej prozatorskiej poezji, z którą dawno nie miałam już do czynienia. Wieczorem ponownie otworzyłam książkę i zaczęłam zagłębiać się w świat pana Hosokawy, miłośnika opery. Aż samej naszła mnie ochota na wysłuchanie dźwięków, które tak go zachwycały.
Fabuła książki nie jest skomplikowana. Urodziny pana Hosokawy, na których jest wielu znamienitych gości, w tym uświetniająca wieczór, śpiewaczka operowa Roxane Coss. W ten świat zasłuchanych melomanów, polityków, dystyngowanych gości wkraczają 'złoczyńcy'. Goście stają się zakładnikami. Trwa to kilka miesięcy, a my w tym czasie poznajemy bliżej tych złych... Na pewno złych?
Pierwsza cześć książki to zaznajamianie nas z wybranymi bohaterami, którzy wkrótce staną się zakładnikami. Długie opisy, mało, wręcz brak dialogów. To ta część przy której warto się skupić i naprawdę dać jej szansę wybrzmieć. Ona powoduje, że odbiór następujących na kolejnych stronach książki wydarzeń jest inny, a cała powieść staje się piękną jednością. Przechodząc przez ten spokojny, dla niektórych pewnie nudny fragment książki, trafiamy w wir nieprzewidzianych wydarzeń. Druga część książki nabiera tempa. Wydarzenia dzieją się szybciej, nie ma już tylu opisów, mamy więcej dialogów, a jednak nadal pozostaje ona bardzo intymnym zapisem.
"Belcanto" stawia nas w krępującej sytuacji. Czy możemy współczuć porywaczom? Czy możemy im kibicować? Czy możemy chcieć, żeby udało im się przeżyć? Mnie powieść Ann Patchett oczarowała, zostawiając z zestawem moralnych rozważań. Pięknie wydana przez Wydawnictwo Znak będzie zdobiła moją półkę, a ja na pewno jeszcze po nią sięgnę.
POLECAM!
Hmm czuję, że to może być dla mnie ciekawe wyzwanie literackie.
OdpowiedzUsuńDla mnie jak dla Wioli - też może być wyzwaniem. Tytuł zapiszę i poszukam w bibliotekach, pozdrawiam :-) .
OdpowiedzUsuńBrzmi intrygująco. Będę miała tę książkę na uwadze.
OdpowiedzUsuńZainteresowałaś mnie! :D
OdpowiedzUsuńJeszcze zastanowię się nad lekturą tego tytułu.
OdpowiedzUsuńCiekawa fabuła :)
OdpowiedzUsuń