Gdy codzienność jest przepełniona podejrzeniami, możesz zapomnieć o normalnym życiu…
Iga, świeżo upieczona mama, od lat cierpi na silne zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne. Po porodzie decyduje się na nowoczesną terapię. Chip wszczepiony w jej ramię, sterowany przez aplikację w telefonie jest dopiero po fazie testów. Mimo to Iga bez wahania podejmuje leczenie – jest współtwórczynią tej innowacyjnej metody i wie, że nic jej nie grozi.
Krótko po wznowieniu terapii zaczynają dziać się rzeczy, których kobieta nie rozumie: stale pogarszające się samopoczucie psychiczne, do którego dochodzą niepokojące przywidzenia i bardzo realistyczne halucynacje, a z biegiem czasu zaniki pamięci. Gdy na ciele synka Iga zauważa sińce, wie, że dzieje się coś złego.
Co jest prawdą, a co tylko wytworem jej wyobraźni? Kto jest odpowiedzialny za obrażenia dziecka? Ona sama, apodyktyczna matka, kochający mąż czy oddana przyjaciółka? W końcu Iga przestaje ufać komukolwiek i zaczyna wątpić w prawidłowe działanie opracowanej przez siebie terapii…
Thriller Klaudii Muniak chodził za mną od momentu premiery. Wiedziałam, że prędzej, czy później na pewno go przeczytam. Opis brzmiał dla mnie niezwykle zachęcająco: młoda kobieta, problemy psychiczne, eksperymenty medyczne. Niestety okazało się, że fabuła to troszkę wydmuszka, której nawet nie trzeba omawiać bo wszystko dostajemy w opisie książki.
"Nie ufam już nikomu" poza pomysłem z eksperymentalną terapią niczym się nie wyróżnia na tle innych thrillerów o młodych mamach. Schemat gonił schemat, napięcia brak, a znudzenie owszem i to duże. Autorka stworzyła bardzo rozchwianą bohaterkę, która w zasadzie ani nie irytowała, ani nie wzbudzała współczucia. U mnie wzbudzała chyba tylko zniecierpliwienie. Monologi wewnętrzne, w kółko te same pytania, i rozchwianie emocjonalne Igi, z każdą strona stawało się nie do zniesienia. Bo - już Wam spieszę z wyjaśnieniem - Iga to kobieta, która dopiero urodziła dziecko; jest zmęczona, chociaż do pomocy ma mamę, super opiekuńczego męża oraz przyjaciółkę. Ma też problemy z psychiką. Do starych natręctw doszła depresja poporodowa, dlatego poddaje się terapii - wczepia sobie odpowiednio zaprogramowany chip, który uwalnia potrzebne dawki leku. Jak się domyślacie (albo i nie), coś nie działa, bo Iga czuje się coraz gorzej. Sama nie jest pewna co robi i co widzi, i te wątpliwości roztrząsa strona po stronie..., strona po stronie... .
Książka bardzo mi się dłużyła i niestety była mocno przewidywalna, tak jak pisałam nie trudno zgadnąć kto jest podejrzanym w tej historii i kto w końcu okazuje się winnym. Brakowało mi napięcia, zwrotów akcji, czegokolwiek, co powodowałoby, że książkę chciałoby się czytać. Wiele momentów było przegadanych i zapchanych nieistotnymi szczegółami. Owszem, kiedy się rozwinęła było lepiej, ale nie na tyle bym była usatysfakcjonowana z lektury. Bohaterowie też niczym specjalnym się nie wyróżniali, byli za mało charakterystyczni. Może jedynie super opiekuńczy i wyrozumiały mąż zasługuje na uwagę.
Niestety nie polecam, chyba że chcecie sami wyrobić sobie własne zdanie, a do tego oczywiście zawsze zachęcam :)
Ocena: 3/10
Inne książki autorki: