"Grudzień drugich szans" to powieść, którą powinniśmy czytać w okresie świąt Bożego Narodzenia, inaczej, tak jak to było w moim przypadku, nie do końca dacie się jej oczarować. Święta mają to do siebie, że sprawiają, iż człowiek jest bardziej pobłażliwy, więcej wybaczy. Wydaje mi się, że to przenosi się również na powieści, które wtedy czytamy.
Anna Langner stworzyła powieść schematyczną i przewidywalną, ale dzięki aurze świąt możliwą do strawienia. Główna bohaterka to roztrzepana, głośna, hałaśliwa kobieta, która (oczywiście) skrywa w sobie drugie dno, dodajmy: lepsze. Powierzchownie, po latach bycia obrażaną i wyśmiewaną, stała się płytką, nastawioną na zabawę i wydawanie pieniędzy blondynką, bez specjalnych ambicji - to jest ta wersja jawna, tę skrywaną pozostawię do odkrycia Wam ;) Natomiast główny męski bohater, Filip, jest w zasadzie od zawsze taki sam. Okularnik, nie przejmujący się swoim strojem, metkami itp. Informatyk, introwertyk, samotnik, trochę naiwniak. Ona i on - woda i ogień. Dawniej przyjaciele, w dorosłym życiu osobniki z dwóch różnych galaktyk. Powiedzmy, że zrządzenie losu sprawia, iż oboje lądują w Zakopanem, z tajnym zadaniem, mającym być odkupieniem win. Dla mnie ten pomysł był kuriozalny i bardzo nieprawdopodobny, ale jak pisałam, może w święta odebrałabym to inaczej. Co się dalej dzieje w fabule oczywiście nie napiszę, jeżeli macie ochotę się dowiedzieć, to śmiało sięgajcie po książkę.
Dla mnie powieść "Grudzień drugich szans" była sztampowa, prosta, naiwna i przewidywalna. Nie polubiłam się z bohaterami, nie poczułam magii, ani chemii między nimi, chociaż muszę zaznaczyć, że z biegiem wydarzeń szala z całkowitego - NIE, zaczęła się przechylać w stronę: OK, MOŻE BYĆ. Klaudia, początkowo była tak mocno irytująca, tak negatywnie nakreślona, że nawet późniejsze wydarzenia nie zmieniły mojej oceny tej postaci. Trochę lepiej wypada Filip, bohater męski, który zdaje się mieć więcej charakteru. Oprócz bohaterów denerwowały mnie także powtórzenia pewnych myśli i opinii głównej bohaterki, natomiast na plus zauważam fakt, iż książka swoją prostotą i brakiem zaangażowania emocjonalnego sprawia, że szybko się ją czyta. Nie trzeba robić przerw, nie ma się nad czym zastanowić, po prostu płyniemy z tekstem. Miejscami jest przyjemnie i świątecznie, a sceny erotyczne, których nie ma dużo, nie wyzwalały we mnie chęci wyłupania sobie oczu.
To nie jest tak, że nic mi się tu nie podobało. To jest prosta historia, taka jak miliony innych, więc jeżeli dodamy do tego sprzyjające okoliczności to zapewne będziemy mniej krytyczni, może nawet damy się porwać Zakopanemu zimą. U mnie tego porwania nie było, nie było też wielu pozytywnych uczuć względem bohaterów, ale fabuła była prosta i przyjemna, w sam raz na wolny grudniowy wieczór.
Nie chcę się irytować :)
OdpowiedzUsuńW takim razie, ja sobie odpuszczę.
OdpowiedzUsuńWiele osób lubi czytać takie książki. Ja czasami też.
OdpowiedzUsuńJeszcze się zastanowię ;-) .
OdpowiedzUsuńTym razem nie mam jej w planach :D
OdpowiedzUsuńLubię czasem sięgnąć po opowieści w świątecznym klimacie, ale tę chyba sobie odpuszczę. ;)
OdpowiedzUsuńmoże kiedyś ale zobacze
OdpowiedzUsuńPóki co nie planuje jej czytać ;)
OdpowiedzUsuńGrudzień nadchodzi więc pewnie jakiś wieczór znajdzie się na taką lekturę :)
OdpowiedzUsuńJa chętnie bym poznała tę historię :)
OdpowiedzUsuńJa z kolei przeczytałam ostatnio "Gorącą gwiazdkę" z takich okoświątecznych pozycji. Nie rzuciła mnie jednak ta książka na kolana, jeśli chodzi o całokształt (to zbiór opowiadań).
OdpowiedzUsuńO, widzę, że i na Tobie ta powieść nie zrobiła wielkiego wrażenia :) Fajnie wiedzieć, że nie jestem w tym odosobniona :) Dla mnie była znośna, miała kilka fajnych momentów, ale w ogólnym rozrachunku magii nie poczułam.
OdpowiedzUsuń