Po książkę "Kilka słów o miłości" sięgnęłam zachęcona bardzo dobrymi opiniami o powieściach autora, Tomasza Kieresa. Nie był to jednak dobry wybór. Z pewnością nie tłumaczy fenomenu autora i porównań jego prozy do twórczości Nicholasa Sparksa. Prawdopodobnie sięgnę, kiedyś jeszcze po książkę autora, dam szansę jego twórczości, starając się zatrzeć nie najlepsze wrażenia po tej pierwszej przeczytanej.
"Kilka słów o miłości" to kilka słów, stron, zdań, akapitów za dużo. Historia Szymona i Karoliny jest rozwleczona do granic czytelniczej wytrzymałości. Przepełniona nienaturalnymi dialogami, stagnacją wydarzeniową, ciągłym rozdarciem głównego bohatera i jednocześnie narratora powieści - Szymona. Historia, którą spokojnie można było zmieścić na połowie zapisanych stron jesteśmy zmuszeni poznawać przez ponad 400, by ostateczni... Nie zdradzę zakończenia, ale dla mnie było rozczarowujące ;)
Bohaterowie powieści Tomasza Kieresa byli mdli i totalnie poprawni. Pod tym względem naprawdę do siebie pasowali. Czy dostrzegłam jakieś dobre strony tej powieści? Niestety, niekoniecznie. Dla mnie historia przedstawiona w książce mogłaby się nie wydarzyć. Jedynym pluskiem był fakt, iż mogłam zapoznać się z męską narracją, co nie zdarza się w obyczajówkach za często. Szkoda tylko, że bohater był tak bezbarwny i bez-charakterny.
Historia Szymona i Karoliny jest rozciągnięta w czasie i toczy się bardzo niespiesznie, jak napisałam, praktycznie nie interesująco. Jakiekolwiek wydarzenia przedstawione w książce nie wnosiły niczego ciekawego, szczerze mówiąc więcej było monologów wewnętrznych bohatera niż jakiś zdarzeń. Jedyny ciekawy, czy raczej potencjalnie interesujący temat, (gdyby był bardziej rozbudowany) to pojawiający się w drugiej połowie wątek depresji poporodowej. Jeżeli czytam w opisie: fascynująca historia o miłości, przyjaźni... to parskam śmiechem czuję się oszukana. Nie było w niej niczego fascynującego.
Ocena: +2/10
Więc raczej nie sięgnę. Mam inne teraz - między innymi e - book Andrew Marr'a "Prawdziwa Królowa. Elżbieta II". I mnóstwo bibliotecznych. POzdrawiam serdecznie, 10 minut na szybkich zakupach i lektury teraz ;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Twoje lektury bardziej satysfakcjonujące niż moje :)
UsuńNudne są dla mnie same opisy historii, gdzie on to taki latawiec, a ona nie (w milionie kombinacji). Tutaj dodana jest jeszcze trzecia osoba, ale i tak niewiele to zmienia. W każdym razie nie czuję się zainteresowana ;)
OdpowiedzUsuńTrzecia i czwarta osoba;)
UsuńNie polecam tej historii, ale można się tego chyba domyślić ;)
Nie dla mnie coś czuję :)
OdpowiedzUsuńMa swoich fanów, ale ja do nich nie należę. MOże inna powieść autora bardziej przypadnie mi do gustu.
UsuńNie czytałam jeszcze niczego tego autora. Szkoda, że ta książka tak słabo wypadła.
OdpowiedzUsuńDla mnie miernotka, ale inni zapewne zauważą w niej jakieś zalety ;)
UsuńKsiążka przewinęła mi się kilka razy gdzieś w necie, ale po Twojej recenzji kompletnie nie jestem nią zainteresowana. ;)
OdpowiedzUsuńUpss, czuję ciężar odpowiedzialności;)
UsuńNajlepiej przekonać się samemu, mnie nie podeszła, ale może Tobie by się spodobała :)
Oj, będę omijać ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Pozdrawiam :)
UsuńNie wiedziałam, że powieści tego autora porównywane są do twórczości Nicholasa Sparksa, ale szata graficzna z całą pewnością do tego nawiązuje. Męska perspektywa w tym gatunku faktycznie jest ciekawa, ale nie wiem czy tylko ten jeden plus wystarczy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Zakładka do Przyszłości
Tak, to jest jakiś plus, ale raczej nie za duży odsetek mężczyzna tak wszystko wewnętrznie rozkminia i przemyśliwuje... ;)
Usuńczytałam, szału nie było. Na plus, że ktoś pisze takie książki z męskiej perspektywy:)
OdpowiedzUsuńCzyli mamy podobne odczucia :)
Usuń